Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
„Czas na zmiany”, czyli jak inwestować w biogazownie?
25.03.2012

Dyrektywa Komisji Europejskiej wymusza osiągnięcie do 2020 roku co najmniej 15%-go udziału energii ze źródeł odnawialnych w ogólnym bilansie energetycznym Polski. Projekt nowej ustawy o OZE jest próbą odpowiedzi na unijną strategię, ale same uregulowania prawne nie wystarczą – potrzebna jest jeszcze fachowa wiedza inwestycyjna.

Czas na zmiany” – mówił Maciej Kapalski z Ministerstwa Gospodarki podczas IV Edycji Konferencji „Biogaz”, która odbyła się 22 marca w Warszawie. Według opracowanej przez redakcję Portalu Biogazowego mapy w Polsce funkcjonuje dziś nieco ponad 20 biogazowni, a kilkanaście kolejnych jest w trakcie budowy lub uruchamiania. Niewykluczone, że dane te są nieco zaniżone, jednak przytoczone liczby wciąż wydają się zaledwie „kroplą w morzu potrzeb”. Z drugiej jednak strony powstają projekty, takie jak „Urban Biogas” (link), czy „Biomaster” (wkrótce przeczytają Państwo o nim w naszym portalu – przyp.red), w których Polska bierze aktywny udział.

Zainteresowanie wykorzystaniem biogazu rośnie zresztą nie tylko wśród środowisk naukowych i przemysłowych. Coraz większa liczba inwestorów – na przykład developerów – rozszerza profil swojej działalności o odnawialne źródła energii. Również rolnicy zaczynają doceniać zalety biogazowni: na samej tylko Lubelszczyźnie w zeszłym roku złożyli oni aż 21 wniosków o dofinansowania do budowy rolniczych instalacji biogazowych.

Rzucone przez Głównego Specjalistę Departamentu Energii Odnawialnej Ministerstwa Gospodarki hasło doskonale oddaje zatem potrzebę aktywizacji działań w zakresie OZE. Potrzebne są stosowne zmiany w polskim prawodawstwie, ale również intensywne działania szkoleniowe i promocyjne, które z jednej strony – zwiększą świadomość społeczną na temat dobrodziejstw biogazu, z drugiej natomiast – pomogą prawidłowo przeprowadzić inwestycje.

Prawo na zachętę

Projekt nowej ustawy dotyczącej odnawialnych źródeł energii wzbudził – mówiąc delikatnie – wiele kontrowersji. Na szczęście twórcy zdecydowali się poddać go konsultacjom społecznym. Krytyka z jaką spotkały się planowane rozwiązania prawne nie pozostała bez echa. Rząd postanowił w drugiej wersji ustawy uwzględnić znaczną część zgłaszanych uwag. Podczas niedawnej konferencji „Biogaz – praktyczne aspekty inwestycji w zieloną energię” Maciej Kapalski z Ministerstwa Gospodarki podkreślał przede wszystkim powrót obowiązku zakupu odnawialnej energii także dla dużych instalacji OZE. Co istotne – cena zakupu w pewnym sensie ma zostać „oderwana” od dynamicznych zmian rynkowych. Dzięki temu zapewniona zostanie stabilność kosztów i gwarancja zbytu. Utrzymany będzie również obowiązujący dotychczas system zielonych certyfikatów. Oprócz niego jednak pojawić się ma nowe rozwiązanie, czyli tzw. „feed-in tariff”.

Konstrukcja tego rodzaju z powodzeniem funkcjonuje już w większości państw świata i jest swego rodzaju systemem taryf gwarantowanych. Dla inwestorów oznacza praktyczne wydłużenie okresu dopłat do zielonej energii oraz zracjonalizowanie ich struktury. W przeciwieństwie do stosowanych dziś zielonych certyfikatów, których ważność wygasa w 2017 roku – feed-in tariffs mają być ważne przez 15 lat. Ich wartość będzie natomiast częściowo uzależniona od wykorzystywanej technologii produkcji energii: inna w przypadku na przykład farm wiatrowych, a inna w przypadku biogazowni. Ponadto co pewien czas będzie korygowana, co oznacza, że uwzględnione zostaną nie tylko zmieniające się warunki rynkowe, ale także chociażby koszty technologiczne. Współczynniki korekcyjne powinny także gwarantować uzyskanie rentowności na poziomie odpowiadającym co najmniej zyskowi z dziesięcioletnich obligacji skarbowych!

Maciej Kapalski wspomniał również o jeszcze jednej zmianie, która wydaje się bardzo wielką zachętą do inwestowania w biogazownie. Dotąd mianowicie Ministerstwo przewidywało istnienie tak zwanych „mikroinstalacji” o mocy elektrycznej do 40 kW i termicznej do 70kW. Ich uruchomienie nie wymagałoby uzyskania koncesji. W nowej wersji projektu ustawy o OZE przewidywane jest zmniejszenie maksymalnej mocy „mikroinstalacji”, jednak pojawić się ma pojęcie „małych instalacji” w których górne wartości graniczne będą wynosić odpowiednio aż 2 i 5 MW! One również będą mogły działać na podstawie wpisu do rejestru działalności gospodarczej oraz zgłoszenia do sprzedawcy energii i urzędu skarbowego. Co więcej – zniknąć ma wymóg zużywania aż 70% energii na potrzeby własne inwestora.

Takie rozwiązania mogą znacznie ułatwić rozruch wszelkiego rodzaju inwestycji w biogazownie, a przede wszystkim – podnieść ich opłacalność. Nie da się bowiem ukryć, że jak dotąd największą przeszkodą w budowie niewielkich – na przykład rolniczych lub przyfabrycznych – bioelektrowni i biociepłowni nie jest wcale pozyskanie stosownych funduszy, ale skomplikowana droga administracyjna i stosunkowo niewielka opłacalność inwestycji przy ograniczonym i niepewnym rynku zbytu.


Czy to ma sens?

Wygląda na to, że nowa ustawa o odnawialnych źródła energii – po początkowym fiasku – może otworzyć szeroko wiele drzwi na drodze do spełnienia przez Polskę unijnych wymogów, a przede wszystkim – do uwieńczonych komercyjnym sukcesem inwestycji w bioenergię.

Problem w tym, że instalacje biogazowe są w Polsce stosunkową nowością. O ile perspektywa wytwarzania w miarę niewielkim kosztem własnej energii – z własnych surowców (a dokładniej – odpadów) i na własne potrzeby – może wydawać się już teraz atrakcyjna między innymi posiadaczom dużych produkcyjnych gospodarstw rolnych, o tyle trzeba pamiętać, że nie zawsze jest to rozwiązanie opłacalne.

Problemowi prawidłowego prowadzenia inwestycji w biogazownię poświęcony został spory fragment niedawnej konferencji „Biogaz” zorganizowanej przez Progress Group. Okazuje się, że analiza wykonalności tego rodzaju inwestycji nie jest wcale tak prosta, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Uzyskanie dofinansowania na budowę instalacji, czy posiadanie własnych odpadów nadających się do wykorzystania w procesie technologicznym – to tylko jeden z aspektów całego zagadnienia.

Adam R. Karasch, Prezes Zarządu Volta Europe zwraca uwagę między innymi na koszty transportu substratu. Ilości biomasy wymagane do zasilania niewielkiej nawet instalacji biogazowej są bardzo duże. Prezentowana podczas warszawskiej konferencji biogazownia referencyjna w Skrzatuszu oparta na technologii Biogaz Zeneris Sp. z o.o, o mocy elektrycznej 526 kW i cieplnej 505kW (a więc według planowanej klasyfikacji Ministerstwa Gospodarki – należąca do „małych instalacji”) zużywa podczas pracy ze 100% mocą aż 80 ton biomasy na dobę. Odpady własne gospodarstwa – a także niejednego zakładu produkcyjnego – nie są wystarczające, zaś zakup gotowej kiszonki zbyt drogi. Trzeba zatem brać pod uwagę zakup i transport odpadów – wieloletnie doświadczenia spółki Volta Europe pokazują, że ich transport na odległości powyżej 20 kilometrów staje się po prostu niepłacalny.

Prezes Karasch podkreśla również, że wykonalność inwestycji w dużym stopniu uzależniona jest od rynku zbytu. Okazuje się, że w Polsce „na zewnątrz” sprzedawana jest przede wszystkim energia elektryczna, co zresztą wynika najprawdopodobniej głównie z warunków technicznych – jest ją po prostu łatwiej wprowadzić do sieci przesyłowej. Tymczasem część energii cieplnej, która nie została zużyta na własne potrzeby, po prostu się marnuje. Dlatego ważne jest znalezienie odpowiedniego odbiorcy. Dobrym przykładem ilustrującym rozwiązanie tego problemu jest lokalizacja biogazowni Wikana koło podlubelskich Piask, której głównym kontrahentem – zarówno w zakresie częściowych dostaw substratu, jak i odbioru produkowanej energii jest pobliska Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska „Piaski”.

Równie ważnym aspektem inwestycji w biogazownię jest według Adam Karascha… przekonanie okolicznych mieszkańców do projektu. Otóż w Polsce wciąż na zadziwiająco dużą skale funkcjonuje mit szkodliwych i „śmierdzących” biogazowni! Spółka Volta Europe przeprowadziła dotąd wiele podobnych inwestycji między innymi w Czechach – tam „opór” społeczny wobec lokalizacji instalacji biogazowych dziś już praktycznie nie istnieje. Nad Wisłą jednak wciąż pomysł budowy biogazowni w wielu miejscach spotyka się z czynnymi protestami mieszkańców przekonanych o tym, że pracujący obiekt będzie emitować do środowiska substancje szkodliwe dla zdrowia oraz intensywne nieprzyjemne zapachy. Zmiana nastawienia utwierdzonych w swoich przekonaniach „sąsiadów” potencjalnej biogazowni bywa – jak się okazuje – zadaniem bardzo trudnym.


W sieci

Zachęty prawne do budowy biogazowni – szczególnie biogazowni rolniczych – które przynieść ma ze sobą nowa wersja ustawy o OZE pozwalają wierzyć, że rynek zielonej energii w Polsce może wreszcie dogonić światowe wzorce. Jednak to dopiero pokonanie podstawowych barier o których mówił podczas konferencji „Biogaz” 22 marca Adam Karasch z Volta Europe pozwala na przystąpienie do realizacji właściwego business planu.

Kiedy jednak uda się z powodzeniem przeprowadzić inwestycję, pozostaje jeszcze przyłączenie jej do sieci energetycznej. Ten proces jest dziś na szczęście dość precyzyjnie skonstruowany pod względem prawnym i dobrze udokumentowany. Chociaż potrzebne są duże nakłady pracy typowo administracyjnej, to zaistnienie „w sieci” wydaje się przysłowiową „wisienką na torcie”.

Dużym problemem natomiast pozostaje wykorzystanie biometanu w sieciach gazowniczych. Projekty takie, jak „Urban Biogas”, „Biomaster”, czy „Green Gas Grid” skupiają się na promocji wykorzystania „zielonego” gazu oraz wypracowaniu ujednoliconych – efektywnych i opłacalnych – rozwiązań i strategii „wstrzykiwania” biometanu do sieci miejskich i wprowadzenia go na szeroką skalę do przemysłu transportowego w charakterze paliwa. Wygląda jednak na to, że o ile prąd ze źródeł odnawialnych ma szansę już niedługo stać się w Polsce zjawiskiem dość powszechnym, o tyle biometan „in grid” (w sieci – przyp. red) ma przed sobą jeszcze dużo barier do pokonania.

Substrat pochodzenia miejskiego wykorzystuje się w Polsce bardzo słabo, a osadów ściekowych właściwie wcale” – twierdzi Prezes Zarządu Vota Europe, Adam Karasch. Tymczasem są one przecież doskonałym „materiałem napędowym” dla miejskich instalacji biogazowych, które mogą skutecznie współpracować z komunalnymi sieciami energetycznymi i gazowymi - efektywnie obniżając miejskie koszty energetyczne, pomagając rozwiązać problemy związane ze składowaniem odpadów i oczyszczaniem ścieków, o ochronie środowiska nie wspominając.




Niezależnie jednak od przedstawionych powyżej trudności – wydaje się, że zielona energia, a biogaz w szczególności, wreszcie zaczyna nabierać w Polsce szerokich perspektyw. Zmiany w uregulowaniach prawnych mające zachęcić do inwestycji w OZE i je ułatwić, liczne inicjatywy na rzecz zielonej energii i coraz większa obecność firm doświadczonych na europejskich i światowych rynkach – to krok pozwalający z optymizmem spoglądać w przyszłość.

Jedyne, czego tak naprawdę dziś nam potrzeba, to wywiązania się przez rząd z zapowiadanych planów oraz jak najwięcej inicjatyw szkoleniowych oraz tworzących fora wymiany poglądów i doświadczeń z dziedziny zielonej energii. Tylko w ten sposób można z sukcesem przeprowadzić inwestycje w odnawialne źródła energii – takie jak biogazownie – i tym samym spełnić wymagania stawiane nam przez Unię Europejską.

Adam Czajczyk

KOMENTARZE
Newsletter