Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
- Żyjemy w przełomowym okresie terapii chorób nowotworowych – wywiad z prof. Tadeuszem Robakiem
Badanie kliniczne bortezomibu przeprowadzone przez łódzkiego hematologa ma szansę zmienić życie pacjentów z nieuleczalnym chłoniakiem z komórek płaszcza. O szczegółach dotyczących badania, a także o przyszłości leczenia chorób nowotworowych rozmawiamy z samym pierwszym autorem – profesorem Tadeuszem Robakiem z Kliniki Hematologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

- Artykuł opublikowany w prestiżowym czasopiśmie medycznym The New England Journal of Medicine to niewątpliwie ogromny sukces. Proszę opowiedzieć czego dotyczyło to badanie i jaka była Pańska rola w całym przedsięwzięciu.

- Było to badanie rejestracyjne dla leku o nazwie bortezomib, które zaprojektowałem wraz ze szwajacarskim hematologiem - profesorem Franco Cavallim i naukowcami z firmy produkującej bortezomib. Poprzednie badania kliniczne wskazywały na dużą aktywność tego leku u pacjentów z chłoniakiem z komórek płaszcza. Chłoniak z komórek płaszcza jest bardzo agresywnym, nieuleczalnym nowotworem, stąd każda próba poprawy rokowania pacjenta jest cenna. Zainicjowano więc projekt badania obejmującego swym zasięgiem 128 różnych klinik na całym świecie. Udało się zrekrutować prawie pół tysiąca pacjentów, którzy ze względu na zaawansowany wiek lub współistniejące choroby, nie kwalifikowali się do przeszczepu szpiku kostnego.

Od 15 lat standardem w leczeniu chłoniaka z komórek płaszcza jest schemat zwany R-CHOP złożony z rituksimabu, cyklofosfamidu, adriamycyny, winkrystyny oraz prednizonu. W badaniu przetestowaliśmy zamianę winkrystyny na bortezomib. Nie dodano kolejnego leku, ponieważ zarówno winkrystyna, jak i bortezomib są lekami neurotoksycznymi i obawiano się kumulacji działań niepożądanych. Głównym parametrem końcowym był czas wolny od postępu choroby. Okazało się, że był on znaczący dłuższy w grupie otrzymującej nową terapię.

Badanie zostało przedstawione przeze mnie na wielu konferencjach medycznych m.in. w Mediolanie. W międzyczasie przygotowywaliśmy publikację, której jestem pierwszym autorem. Wysłaliśmy ją na próbę do jednego z najsłynniejszych pism medycznych na świecie - The New England Journal of Medicine. Okazało się, że wyniki były na tyle interesujące, że zostały przyjęte do publikacji.

- Co może Pan powiedzieć o bortezomibie? Jakie jest jego obecna pozycja w terapii nowotworów?

-  Jest to lek blokujący kompleks zwany proteasomem, którego główną funkcją jest degradacja białek. Nadmiar białek powstający w wyniku zahamowania proteasomu niszczy i zabija komórkę. Lek po raz pierwszy zastosowano w szpiczaku mnogim, jednej z najczęstszych hematologicznych chorób nowotworowych. Następnie wskazania poszerzono o leczenie chłoniaka z komórek płaszcza.

- Jaki będzie bezpośredni wpływ wyników tego badania na życie pacjentów?

- Pacjenci leczeni nowym schematem będą mieli dłuższy czas wolny od postępu choroby. Prawdopodobnie przełoży się to także na wydłużenie ich życia. Uzyskaliśmy 10-procentowe zwiększenie 4-letniej przeżywalności. Ale pomimo wielu lat prowadzenia badania, ten okres był wciąż zbyt krótki, żeby móc wyciągnąć definitywne wnioski.

- Jak szybko można przenieść wyniki nowego badania klinicznego na codzienną praktykę lekarską?

- W przypadku naszego badania bardzo szybko, ponieważ lek ten zarejestrowano już wcześniej w leczeniu innego typu nowotworu. Pierwszą przeszkodą jest żeby coś wynaleźć, a drugą żeby móc podać pacjentom w obliczu konkretnej ekonomicznej sytuacji danego kraju. Nie kryję, że świat medyczny zapętla się w finansach, w środkach ekonomicznych, które pozwolą na przełożenie tych wyników na szerokie stosowanie. Problem polega na tym, że obecnie badania nowych leków są niezwykle kosztowne, a firmy farmaceutyczne nie są altruistycznymi instytucjami. Są bariery i spotykamy się z nimi na każdym kroku. Na przykład ostatnio rozszerzono wskazanie bortezomibu o kolejnych pacjentów ze szpiczakiem mnogim, ale nie wiem na ile budżet państwa będzie mógł sprostać zwiększeniu tej populacji. Na szczęście bortezomib będzie niedługo tańszy z powodu utraty patentu przez firmę farmaceutyczną, która go produkuje. Jest nadzieja, że doprowadzi to do szerszego stosowania tego leku.

- Przyszłość leczenia nowotworów układu krwiotwórczego?

- Myślę, że żyjemy w przełomowym okresie terapii chorób nowotworowych. Po różnych typach chemioterapii nadszedł czas terapii celowanych, które mają za zadanie bardziej wybiórczo uszkadzać komórki nowotworowe. Do znacznego postępu doprowadziło odkrycie w latach 80. ubiegłego wieku przeciwciał monoklonalnych. Jest to bardzo burzliwie rozwijająca się grupa leków.

Jednak obecnie najintensywniej rozwijającą się dziedziną jest terapia celowana nakierowana na zaburzenie sygnalizacji wewnątrzkomórkowej. Takim pierwszym nowatorskim lekiem był Gleevec (imatynib). Doprowadził on do prawdziwego przełomu w leczeniu przewlekłej białaczki szpikowej. Wyeliminowano w znacznym stopniu konieczność przeszczepiania szpiku kostnego. Wynalezienie takiego leku było o tyle prostsze, że istnieje tylko jedna podstawowa biochemiczna różnica między komórkami białaczkowymi, a komórkami zdrowymi. Polega ona na translokacji chromosomów i powstaniu fuzyjnego genu Bcr-Abl, kodującego kinazę tyrozynową, która może by zablokowana przez podanie Gleevecu. Na tym właśnie polega terapia celowana, trafiająca bezpośrednio w przyczynę choroby.

Na tej zasadzie zaczęto poszukiwać podobnych rozwiązań w innych nowotworach. Niestety nie jest to takie proste. Większość nowotworów ma dużo bardziej skomplikowaną patogenezę, więcej biochemicznych anomalii. Jednak naukowcy nie poddają się tak łatwo. W ostatnich latach zsyntetyzowano wiele cząsteczek blokujących kinazy, mających kluczowe znaczenie w patogenezie nowotworów układu chłonnego. Kilka miesięcy temu zostały zarejestrowane dwa preparaty do leczenia chłoniaków B-komórkowych – ibrutinib i idelalisib.

Obecnie jesteśmy na etapie badania wielu nowych cząsteczek. Na przykładzie tych leków widać jak możliwy jest rozwój tego typu terapii. Podobne badania toczą się także w przypadku innych nowotworów.

- Mówi Pan o heterogenności niektórych typów nowotworów. W przypadku CML sprawa jest prosta - mamy jeden, konkretny cel molekularny, który możemy zaatakować. Ale w wielu innych nowotworach to jest niewykonalne. Czy kiedykolwiek uda się pokonać te bardziej złożone nowotwory?

- Tak przypuszczam. Takim przełomem według mnie jest opracowanie genomu ludzkiego. Ta wiedza pozwala z większą precyzją obserwować różnice między genomem komórki zdrowej, a komórki nowotworowej. To umożliwia poznanie większej ilości potencjalnych celów. Zapewne w tych bardziej heterogennych nowotworach trzeba będzie uchwycić kilka celów i skierować przeciwko nim skojarzoną terapię. Niestety zmienność genetyczna nowotworów jest największą przeszkodą na drodze do wyleczenia tej choroby.

- Zrobił Pan wielką karierę w świecie medycznym. Czemu zawdzięcza Pan swój sukces? Co by Pan mógł doradzić młodym naukowcom?

- Moje rady mogą nie być aktualne dla młodych ludzi. Zaczynałem w zupełnie innych czasach, a ta różnica jest niebywała. Istniał zupełnie inny system wartości, ludziom przyświecały zupełnie inne cele.

Moim zdaniem, jak ktoś ma pasję i talent to jest to połowa sukcesu. Ale drugą niezwykle ważną rzeczą jest to, gdzie się trafi do pierwszej pracy. W związku z tym moja rada jest taka, żeby zaczynać jak najwcześniej w czasie studiów. Ja sam zaczynałem w kole naukowym. Ważne jest też jakiego ma się mistrza. Miałem szczęście do wielu spraw, ale przede wszystkim do opiekunów naukowych. Trafiłem do ludzi życzliwych, z pasją i z wizją, a to się przejmuje.

Inną istotną sprawą poza samym prowadzeniem badań jest ich „sprzedaż”. Nie wystarczy je zrobić, ale trzeba jeszcze umieć je dobrze opisać. Jeśli ma się dar pisania to publikacja własnych wyników jest o wiele łatwiejsza.

Trzeba też wykorzystywać okazje do wyjazdu na staże zagraniczne. Mimo, iż mamy obecnie większe możliwości pracy badawczej to żeby podpatrzeć jak się robi wielką naukę, trzeba pojechać do dobrego zagranicznego ośrodka, a potem przenieść tę wiedzę na nasz grunt. Ale niestety młodzi ludzie niechętnie wyjeżdżają.

- Nie ma jednej prostej rady?

- Nie ma. Jest to często szereg szczęśliwych zbiegów okoliczności. Mam wrażenie, że gdyby któraś z tych okoliczności nie zaistniała to pewnie byłbym dzisiaj w zupełnie innym miejscu.

- Badanie kliniczne bortezomibu zostało w całości sfinansowane przez koncern farmaceutyczny. Czy inicjatywa prowadzenia badania wychodzi zawsze od korporacji?

- To badanie było możliwe tylko dzięki zainwestowaniu olbrzymich pieniędzy przez firmę farmaceutyczną. 100 ośrodków, 28 krajów, 500 pacjentów. Takich badań są setki, jeśli nie tysiące, prowadzone na całym świecie. Badania akademickie, które prowadziłem przez wiele lat, obecnie zostały zduszone przez wymogi formalne i koszty, którym nie jest w stanie sprostać budżet państwa czy uczelni. Kiedyś grupa badawcza mogła prowadzić badania niezależnie od firmy. Ale teraz bez środków finansowych czy nawet częściowej pomocy ze strony przemysłu takie realizacje są bardzo trudne, często wręcz niemożliwe.

KOMENTARZE
Newsletter