Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Polski student biotechnologii za granicą
Biotechnologia to prężnie rozwijająca się dziedzina, w której międzynarodowe konferencje i współpraca w wielokulturowym środowisku to codzienność. Paulina Dziubańska, studentka Politechniki Wrocławskiej, spędzając rok w Stanach Zjednoczonych na stażu, zdobyła cenne doświadczenie, o czym opowiada w wywiadzie dla biotechnologia.pl.

Gdzie wyjechałaś na zagraniczny staż?

Wyjechałam do University of Virginia School of Medicine w Charlottesville. Rok temu dwie uczelnie po stronie amerykańskiej i kilka ze strony polskiej brało udział w programie koordynowanym przez prof. Zygmunta Derewendę. W tym roku, zarówno więcej uczelni z Polski, jak i ze Stanów jest w niego zaangażowana. Ponadto, od tego roku tym programem zainteresowała się fundacja Fulbrighta (fundacja edukacyjna non-profit, zajmująca się programem naukowej wymiany między Polską i Stanami Zjednoczonymi – przyp. red.), stąd też wiele mniejszych uczelni może wziąć w nim udział.

Jak wyglądał proces?

O szczegółach programu dowiedziałam się od prowadzącego zajęcia na mojej uczelni doktora Michała Jakóba. Informacja pojawiła się także  na stronie internetowej naszego wydziału, ale nie poświęciłam jej zbyt wiele uwagi. Jednak dr Jakób zachęcił mnie do złożenia wniosku i skontaktował ze studentką z Politechniki Wrocławskiej, która w tym czasie przebywała na tym  stażu. Przeprowadzone z nią rozmowy na Skypie upewniły mnie, że na ten program warto aplikować. Uznałam, że spróbuję. Należało wysłać list motywacyjny, swoje CV i list rekomendacyjny od profesora z uczelni. Następnie zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną do Warszawy, przeprowadzaną przez prof. Zygmunta Derewendę i prof. Anthony’ego Kossiakoffa. Muszę przyznać, że ta rozmowa, to jedna z rzeczy, którą najmilej wspominam w procesie rekrutacyjnym. Na uczelni macierzystej wzięłam urlop zawodowy. Wyjechałam 22 czerwca 2013, a wróciłam 10 lipca 2014.

Czym zajmowałaś się podczas pobytu w Stanach?

Każda osoba przebywająca na stażu miała swój projekt i pracowała nad osobnym tematem. Nawet jeśli mieliśmy tego samego „szefa”, to każdy pracował nad czymś innym. Nie było miedzy nami rywalizacji i  pomagaliśmy sobie wzajemnie, kiedy było trzeba. Mój projekt dotyczył wirusa Ebola. Pracowałam w dwóch laboratoriach, a moje stypendium było opłacana z amerykańskiego grantu rządowego. Głównym celem tego projektu, który trwa kilka lat, jest znalezienie leku na ebolę. Z moim głównym szefem, prof. Danielem Engelem, widywałam się na cotygodniowych „lab-meetingach”, natomiast bezpośrednio współpracowałam z prof. Derewendą. Jednym z moich pierwszych zadań było oczyszczenie kilku białek tego wirusa, aby były gotowe do dalszych biofizycznych badań, które po przeszkoleniu miałam możliwość przeprowadzić. Projekt był bardzo ciekawy i miałam dużą dowolność w jego prowadzeniu.  Pozwalano mi się mylić i samej szukać dróg, dzięki czemu wiele się nauczyłam, zarówno z krystalografii jak i z NMR’a (spektroskopia magnetycznego rezonansu jądrowego – przyp.red.). Wśród oczyszczonych białek jedno było szczególnie interesujące (C-końcowa domena nukleoproteiny), gdyż jego struktura nie była znana. Profesor Derewenda zalecił mi prowadzenie  dalszych badań w kierunku rozwiązania jego struktury dwuścieżkowo, korzystając zarówno z rentgenografii strukturalnej jaki i 3D NMR. Główną część prac laboratoryjnych nad tymi zagadnieniami wykonałam samodzielnie, jednak pomysłodawcą był prof. Zygmunt Derewenda, z którym się regularnie konsultowałam. W dalszych etapach badań miałam okazję asystować przy zbieraniu danych dyfrakcyjnych prof. Urszuli Derewendzie, a analizą NMR zajmował się dr Jeff Ellena. Była to prawdziwa praca zespołowa, dzięki czemu wszystko poszło tak szybko i zakończyło wyznaczeniem przestrzennej struktury C-terminalnej domeny nukleoproteiny wirusa ebola i publikacją naukową w Acta Crystallographica Section D: Biological Crystallography.

Jak wyglądała praca w nowym środowisku?

W laboratorium spędzałam z reguły dużo więcej niż 8 godzin dziennie, zależało to od dnia i eksperymentu. Jest to taki amerykański styl pracy. Dostajesz klucze i siedzisz tyle czasu, ile chcesz, lub raczej, ile tego wymaga eksperyment. Były takie dni, że wychodziłam po 22, zdarzyło mi się też przyjść o 3 nad ranem. To dlatego, że pewnych rzeczy nie da się przewidzieć i wtedy ma się dwie opcje: albo przyjdzie się do laboratorium o dziwnej porze, zostanie dużo dłużej niż się planowało, albo straci się czasem i tygodnie dotychczasowej pracy. Wiele zawdzięczam Natalyi Olekhnovich, Darkhanowi Utepbergenov oraz Teresie Domaszewskiej ze swojego laboratorium, ale także ludziom z całego piętra mojego departamentu, którzy zawsze byli mi życzliwi i chętni do udzielenia rady czy innej pomocy. Jestem im wszystkim naprawdę bardzo wdzięczna, że okazywali mi tyle cierpliwości, zwłaszcza na samym początku mojej przygody z nauką.

Co robiłaś w wolnym czasie?

Wszystkie atrakcje na terenie uczelni – między innymi: siłownie, basen, boiska do koszykówki, siatkówki, korty tenisowe – były dla nas bezpłatne. Mając „ID badge” (identyfikator – przyp. red.) można było z tego wszystkiego korzystać bez ograniczeń. Atrakcją były również rozgrywki drużyn uniwersyteckich. Prawdziwym „American experience” było oglądanie meczów futbolu amerykańskiego. Stadion do futbolu w Charlottesville mieści więcej ludzi niż jest mieszkańców. Na mecze przyjeżdżali więc kibice z całego hrabstwa. W dniach meczów miasteczko zamieniało się w jeden wielki piknik. Dookoła Charlottesville są też góry, a więc tereny bardzo ciekawe na weekendową wycieczkę. Bardzo blisko jest Waszyngton, a Nowy Jork także jest w zasięgu reki. Z przyjaciółmi zwiedziłam również Puerto Rico i Nowy Orlean.

Czego się nauczyłaś podczas pobytu w Stanach?

Bardzo wiele nauczyłam się o oczyszczaniu i krystalizacji białek. Nauczyłam się samodzielnej pracy i umiejętności podejmowania decyzji oraz wyrażania własnego zdania, żeby powiedzieć „szefowi”, że coś moim zdaniem nie zadziała i że może warto spróbować innej ścieżki. Wiem też, że warto próbować! Wcale nie musimy mieć kompleksu bycia gorszymi od innych. Chciałabym, żeby wszyscy młodzi naukowcy wracający do Polski pokazali, że polska biotechnologia ma sens i nie jest kierunkiem wypuszczającym ludzi, którzy nie wiedzą co robić. Po tym roku jestem już pewna, że chcę kontynuować naukę na doktoracie i pracować w dziedzinach związanych z medycyną. Osobnym doświadczeniem był dla mnie aktywny udział w dwóch międzynarodowych konferencjach (Mid-Atlantic Macromolecular Crystallography Meeting oraz American Crystallographic Association annual meeting) na których miałam przyjemność wygłosić „talki”. Wydaje mi się także, że bardziej świadomie podchodzę do kontaktów międzyludzkich. Nie chcę być gołosłowna, ale nauka to jedno i na pewno taki wyjazd otwiera drogi do kontynuacji swojej ścieżki naukowej, ale niewątpliwie po tym wyjeździe wiem, ze rodzina i przyjaciele to naprawdę bardzo ważna rzecz. Gorszych momentów z wyjazdu nie pamiętam… Trudnością było przesunięcie czasu powodujące, że w chwilach słabości nie można było porozmawiać z bliskimi, bo tutaj był wieczór, a w Polsce środek nocy.

Czy zmieniło się Twoje podejście do studiowania?

Teraz wiem, że chodzę na wykłady, bo chcę, a nie muszę, czy powinnam. Wydaje mi się, że każda informacja którą tam usłyszę, może mi się do czegoś przydać. Podchodzę do tego bardziej świadomie. A jeśli chodzi o staż zdecydowanie zachęcam do aplikowania!

Profesor Zygmunt Derewenda, jeden z głównych organizatorów trwającego od 14 lat programu staży dla młodych polskich naukowców, tak wypowiada się na ten temat:

Jak Polscy studenci odbierani są w Stanach Zjednoczonych?

Polscy studenci są odbierani bardzo dobrze. Przede wszystkim my wybieramy najlepszych studentów. Jest to bardzo dobra grupa, która świetnie radzi sobie w tamtych warunkach i przynosi zarówno swojemu krajowi jak i uczelniom dumę. Wielu studentów odnosi formalne sukcesy, zdobywa nagrody, dostaje się do najwybitniejszych uczelni na studia doktoranckie.

Jak zachęcić studenta, który nie jest do końca przekonany do takiego wyjazdu?

Wahającego się kandydata skontaktowałbym z absolwentami naszego programu, którzy borykali się z podobnymi problemami. Wśród tych osób są tacy, którzy nie wierzyli w swoje siły i przyszłość w nauce, ale potem odnaleźli siebie i dzisiaj są doktorantami i nawet post-docami w bardzo dobrych uczelniach. Wiele osób pisze do mnie, że to doświadczenie było dla nich krytyczne, ponieważ poszerzyło ich wiedzę i umiejętności ponad to, co reprezentują przeciętni studenci wywodzący się z kierunków biologicznych. Uczestnictwo w bardzo intensywnych programach badawczych, doświadczenie w pracy w różnych środowiskach i tematyce oraz przede wszystkim nowe umiejętności techniczne daje im znacznie większe szanse w przyszłej karierze naukowej.

 

(Zdjęcia dzięki uprzejmości Pauliny Dziubańskiej)

 

 

Aleksandra Kowalczyk

KOMENTARZE
Newsletter