Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
„Diagnozujemy po to, aby działać” – rozmowa z prof. Janem Lubińskim
Komórka nowotworowa może cicho zagnieżdżać się w naszym organizmie, kiedy my całkowicie się tego nie spodziewamy. Ten cichy zabójca powolnie doprowadza do agonii poszczególne tkanki tak długo, póki ich brak nie odbije się znacząco na naszym zdrowiu. Jak się jednak okazuje, dzięki odpowiednim badaniom można uprzedzić raka. Zdiagnozowanie mutacji genowych i odpowiednia prewencja to klucz w walce z nowotworem. Między innymi o tym rozmawialiśmy z Prezesem spółki Read-Gene, prof. Janem Lubińskim.

 

W Madrycie w roku 2004 przedstawił Pan założenie, że wszystkie nowotwory mają podłoże genetyczne. Wtedy niewiele osób podeszło do tego pomysłu entuzjastycznie. Co zatem Pana skłoniło do przedstawienia tego wniosku?

Zacząłem mówić o tym, że nie ma nowotworów, które powstają tylko na podłożu środowiskowym lub tylko na podłożu genetycznym. We wszystkich rakach, w ich postawaniu ważne są oba komponenty –  i to było nowe. Ludzie lubią dzielić nowotwory na uwarunkowane środowiskowo bądź genetycznie. Oparłem się na naszej pracy, która pokazała, że we wszystkich rakach piersi można znaleźć uwarunkowania genetyczne, tylko jest ono o różnym nasileniu. Była to pierwsza na świecie demonstracja, która pokazała, że we wszystkich rakach piersi mamy uwarunkowania genetyczne. Czasami 80% czynników przyczynowych to genetyka. Tak jest na przykład u kobiet, które posiadają gen BRCA1. Tu genetyka dominuje, choć u kobiet tych ryzyko nie wynosi 100%. Te brakujące 20% muszą być dodatkowymi czynnikami, które nałożą się na genetykę. To są właśnie czynniki środowiskowe. W przypadku natomiast raka płuca, wyraźnie dominuje czynnik środowiskowy, ale genetyka też ma znaczenie. Wielu ludzi pali papierosy, ale nie wszyscy chorują na raka. Ludzie tego nie rozumieją. Zarzucają mi, że raz mówię o czynnikach środowiskowych, innym razem o genetycznych. Ja jednak cały czas podkreślam, że oba komponenty są potrzebne do tego, aby rak się rozwinął.

Jaka była reakcja środowiska naukowego?

Część osób to zaakceptowała. A część do dzisiaj ma kłopoty, żeby zrozumieć to, o czym mówię.

Dziś spółka ma w swej ofercie badania nad mutacjami genów, z których może skorzystać każdy. Jaka jest zatem popularność tego typu badań? Jak często zgłaszają się osoby, u których nie został wykryty nowotwór, ale chcą znać stopień ryzyka jego wystąpienia?

W rejestrach firmy mamy w tej chwili 3000 osób. Osoby te poddały się różnym formom badań.

Od początku działania spółki?

Tak. I liczba ta szybko wzrasta. Czy jest to wystarczające, czy też nie? Oczywiście, nie jest. Chciałbym na przykład, żeby wszystkie ośrodki genetyczne, łącznie z naszą firmą, przeprowadziły badania wszystkich kobiet Polsce na mutacje założycielskie genów BRCA1 czy CHEK2, które najczęściej występują w naszym kraju. Geny te powinny być zbadane wśród wszystkich, 20 milionów kobiet. Patrząc na to zatem z tej perspektywy, to jesteśmy daleko od odniesienia sukcesu. Myślę jednak, że w najbliższych latach zwiększy się ta liczba, nawet do kilkudziesięciu tysięcy.

Głównym zadaniem, przed którym stoi firma to chemoprewencja…

Tak. Nam bowiem nie zależy na tym, żeby diagnozować dla samego diagnozowania. Nam zawsze zależało na tym, żeby diagnozować po to, aby działać. Tych substancji, które potencjalnie obniżają  ryzyko wystąpienia nowotworu, znam co najmniej kilkanaście. Postanowiliśmy, że dobrym zogniskowaniem działalności firmy będzie zaangażowanie głównie w chemoprewencję. I to robimy. Oczywiście,  nie wyklucza to testów DNA jakie też robimy, ale wszystko to  w głównej mierze skupione jest na chemoprewencji. Natomiast w ośrodku uczelnianym nasz główny obszar zainteresowania to identyfikacja nowych genów zwiększających ryzyko wystąpienia raka. Z założenia działalność firmy jest komplementarna z działalnością uczelnianą. Chcemy, aby grupa wysokiego ryzyka wystąpienia raka otrzymała jak najskuteczniejszą chemoprewencję. Mamy już zatwierdzony projekt badań nad substancjami śladowymi, mikroelementami rakotwórczymi. Do tej pory badaliśmy selen, żelazo, cynk, magnez, miedź. W najbliższym czasie będziemy badali jeszcze arsen, kadm, nikiel, chrom, rtęć i ołów. Pierwiastki te są albo definitywnie, albo potencjalnie rakotwórcze. I myślę, że to wszystko razem będzie niezwykle ważne. Ważne będzie zarówno zoptymalizowanie poziomu selenu, żelaza, cynku, magnezu i miedzi, jak również w tej optymalizacji poziomów będzie bardzo ważne odniesienie się do stężenia w organizmie tych związków rakotwórczych. Być może będziemy w stanie usuwać z organizmu substancje rakotwórcze. I to jest właśnie typowe działanie chemoprewencyjne. Wykrywamy niedobór selenu – podajemy preparat (nasz –opatentowany)  następnie wyrównujemy ten niedobór aby obniżyć ryzyko zachorowania na raka. Najpierw rozpoznajemy, jakie poziomy są optymalne. Następnie optymalizujemy, aby ryzyko zachorowania obniżyć. Firma ma dwa duże projekty, które realizują ten cel.

Jakie badania naukowe prowadzi obecnie firma?

Z publikacji naukowych wiadomo, że istnieją poziomy niedoborowe tych wszystkich substancji, o których wspomniałem. Dlatego też diagnostyka tego niedoboru już nie jest nauką. Natomiast nauką jest odpowiedź na pytanie, czy wyrównanie niedoboru rzeczywiście odwróci poziom ryzyka. Przykładowo, według danych istniejących w piśmiennictwie, wyrównanie niedoboru selenu poprzez preparaty, które go zawierają obniża ryzyko raka. My możemy co najwyżej to zwalidować poprzez własne obserwacje. Nie wiadomo jednak, czy np. wyrównanie niedoboru żelaza bądź magnezu suplementami obniży ryzyko wystąpienia raka. To musi być dopiero zbadane. Z pewnością ważna jest identyfikacja grup wysokiego ryzyka raka. U ludzi, którzy mają niski selen (poniżej 60 mikrogramów /litr) ryzyko raka jest 5-10 x zwiększone. Proszę sobie wyobrazić, że to dotyczy ok. 2-3 mln ludzi w Polsce. Ale to jest wiedza już nam znana, nie potrzebujemy do niej badań naukowych. Problem tkwi w tym, aby tę wiedzę wprowadzić skutecznie na jak największa skalę w naszym życiu codziennym. Natomiast problemem naukowym jest to, czy uzupełnienie niedoboru cynku czy żelaza suplementami rzeczywiście obniży poziom ryzyka wystąpienia choroby.

Diagnozuję, że Pani ma niski selen, żelazo albo cynk. Wysyłam od razu Panią na badania. Jeśli ma Pani poziom żelaza poniżej 500 mikrogramów/litr, natychmiast wysyłam Panią na kolonoskopię. Czemu? Bo dobrze wiem, że w tej grupie prawdopodobieństwo wykrycia raka jelita grubego jest znacznie zwiększone. I to wiadomo.

Czy firma jest zatem pionierem w takim podejściu do leczenia raka?

Wykorzystywanie oznaczeń mikroelementów jako markerów wysokiego ryzyka wystąpienia raka – to jest pionierskie. Jeśli przyjrzymy się dobrze publikacjom naukowym, to okaże się, że wszystko właściwie wiadomo. Pionierskie jest to w tym sensie, że my naprawdę wykorzystujemy tę wiedzę w prowadzeniu pacjentów. To jest ta różnica. Wiedza, która jest opisana, zwalidowana w laboratorium przez nasz zespół  jest przez nas wykorzystywana. Jeśli Pani spyta ludzi, czy ryzyko raka płuc przy selenie poniżej 60 mikrogramów/litr jest podwyższone czy obniżone,  to każdy zorientowany w piśmiennictwie badacz powie, że wszystkie dane mówią, że jest wyraźnie zwiększone. To nie my odkryliśmy, my zwalidowaliśmy rzeczy znane od lat.

Są rzeczy, w których jesteśmy pionierami, nowatorami w znaczeniu wdrożenia wiedzy, która jest już gotowa. Ale są też takie rzeczy, które dopiero badamy

Jakie są najbliższe plany spółki, jeśli chodzi o jej działalność na giełdzie?

Na razie skupieni jesteśmy na tym, żeby „zaleczyć rany” po ogromnym wysiłku inwestycyjnym, jakim było wybudowanie naszego ośrodka. Jesteśmy bardzo skupieni na tym, aby projekty, o których wspominałem, zaczęły dobrze działać. My nie chcemy brylować na giełdzie, opowiadając o planach, ale chcemy pokazać wynik. Dlatego też nad nimi pracujemy. Myślę, że jesteśmy bliscy tego, żeby firma zaczęła sama się toczyć; żeby wydawała tylko to, co zarabia.  Póki co ciągle inwestujemy. Jestem głęboko przekonany, że to wszystko jest  bardzo potrzebne,  dlatego też mocno się w to angażujemy, również finansowo. Sądzę, że do końca roku sytuacja będzie opanowana i że firma będzie sama na siebie zarabiała. Wtedy pomyślimy o jakichś planach giełdowych. Na pewno wszystkie zaangażowania finansowe tych ludzi, którzy w nas inwestują będziemy się starali wyrównać wypuszczeniem dodatkowych akcji.

A czy zamierzają Państwo przejść na rynek główny giełdy?

Oczywiście, docelowo tak się stanie. Myślę, że to jest kwestia dalszej przyszłości. W najbliższym czasie nie będziemy tego robić. Celem naszym jest wyprowadzenie wszystkich projektów do takiego poziomu,  żebyśmy osiągnęli wartości bazowe w dochodach. Myślę, że wejście na główny parkiet nastąpi wtedy, kiedy będziemy planowali wyjście w świat. Na razie jesteśmy skupieni na Polsce. Tu najlepiej znamy rynek, uwarunkowania, pacjentów. Jednak projekty, np. chemoprewencji, będziemy się starali zrobić na poziomie europejskim. Gdy ten etap osiągniemy, to wtedy będzie czas na myślenie o głównym rynku giełdy.

Czyli nie nastąpi to w ciągu najbliższego roku?

Nie sądzę. Najwcześniej za dwa-trzy lata.

 

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Read-Gene jest firmą, która oferuje swym klientom badane materiału genetycznego w celu wykrycia jego mutacji. Oprócz samych testów DNA, spółka prowadzi również badania kliniczne i działania prewencyjne. W jej ramach oferuje własne suplementy diety.  W roku 2009 spółka zadebiutowała na alternatywnym rynku GPW – NewConnect. Ściśle współpracuje z Pomorską Akademią Medyczną.

 

KOMENTARZE
Newsletter