Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Laboratoria DIY – konkurencja dla uniwersytetów?
Laboratoria społeczne, zwane też DIY, to coraz bardziej popularne zjawisko w świecie badań naukowych. Umożliwiają one dostęp do zaawansowanego sprzętu osobom nie związanym z ośrodkami uniwersyteckimi i są postrzegane jako lokalne kuźnie talentów. Czy takie miejsca mogą zrewolucjonizować naukę i stać się konkurencją dla placówek akademickich?

W czasach, kiedy dyskusje za pośrednictwem serwisów społecznościowych dotyczą już praktycznie każdego możliwego tematu, coraz częściej można słyszeć krytykę środowisk naukowych i mechanizmów ich operowania, głównie ze strony samych sfrustrowanych badaczy. Trudno jest się nie zgodzić, że narastająca biurokracja, a także niedoskonałości systemu publikacji oraz fundowania badań mogą spowalniać ich postęp oraz sprawiać, że coraz więcej osób decyduje się na zmianę kariery. W ostatnich latach zaczęły powstawać alternatywne rozwiązania, a wśród nich niezależne instytuty badawcze oraz laboratoria społeczne “DIY”. W odróżnieniu od tych pierwszych, laboratoria DIY nie są z zasady nastawione na żadną konkretną dziedzinę badań. Sama koncepcja jest bardzo prosta –  celem jest udostępnienie powierzchni i sprzętu laboratoryjnego każdemu, kto ma ciekawe pomysły i chce prowadzić eksperymenty, bez względu na wiek czy wykształcenie. Na miejscu jest też z reguły kilkoro profesjonalnych naukowców, służących w razie potrzeby radą i czuwających nad bezpieczeństwem. Takie projekty są od dawna popularne wśród programistów czy artystów amatorów, ale stworzenie biotechnologicznego odpowiednika wymaga przede wszystkim większych nakładów finansowych i droższego wyposażenia. Mimo to, nawet te bardziej kosztowne przedsięwzięcia mogą być realizowane poza murami uniwersytetów – przykładem jest nanosatelita OSSI-1, wystrzelony w kosmos w 2013 roku jako część misji Bion-M1, zbudowany przez koreańskiego artystę z powszechnie dostępnych materiałów.

Jak zatem wygląda sytuacja biotechnologicznych laboratoriów DIY? Z pewnością jest na nie zapotrzebowanie – wystarczy spojrzeć na ciągle rosnącą liczbę użytkowników serwisów takich jak diybio.org, gdzie domorośli biotechnologowie wymieniają pomysły i doświadczenia. Internet to z pewnością dobre miejsce do nawiązania kontaktów z innymi hobbystami z tej samej okolicy, ale przejście od dyskusji do praktyki wymaga miejsca i sprzętu. I tu niespodzianka – wiele z maszyn laboratoryjnych, których typowe ceny sięgają tysięcy euro ma swoje tańsze odpowiedniki, pierwotnie zaprojektowane dla tych, którzy swoje eksperymenty prowadzą poza uniwersytetami, a obecnie wykorzystywane również na najbardziej znanych uczelniach. Na przykład Pearl Gel Box – aparat do elektroforezy, który możesz zbudować samemu lub kupić za ułamek regularnej ceny tego sprzętu. Jego twórcy, założyciele firmy Pearl Biotech, stworzyli także tani transluminator wykorzystujący niebieskie światło zamiast UV, stosowany obecnie na wielu prestiżowych uniwersytetach, takich jak Stanford i UCLA. Z kolei projekt OpenPCR zebrał na serwisie Kickstarter 12 tysięcy dolarów i zaowocował stworzeniem zestawu, z którego możemy złożyć sobie termocykler za 600 dolarów. Ponadto, popularne ostatnio drukarki 3D otwierają nowe możliwości wytwarzania wyposażenia dla laboratoriów społecznych.

Ale czy rzeczywiście da się realizować poważne projekty naukowe poza instytucjami akademickimi? Wygląda na to, że tak. Dobrym przykładem są dwa laboratoria DIY, GenSpace w Nowym Jorku i BioCurious w Kalifornii, które powstały jako inicjatywy obywatelskie bez funduszy publicznych, a obecnie funkcjonują jako w pełni wyposażone platformy, gdzie można prowadzić badania w taki sam sposób, jak robi się to na uniwersytetach. BioCurious dało początek firmie, której udało się zebrać ponad pół miliona dolarów za pośrednictwem serwisu Kickstarter. Na uwagę zasługuje również projekt UNICEF-u Laboratoria Innowacji, którego celem jest stworzenie ośrodków, angażujących lokalne społeczności w poszukiwanie rozwiązań dla ich najważniejszych problemów. Projekt jest realizowany między innymi w Kosowie, Zimbabwe, Ugandzie i Kopenhadze.

Głównym problemem laboratoriów społecznych jest ograniczony dostęp do funduszy na badania. Publiczne granty są z reguły przyznawane pod warunkiem, że przynajmniej część aplikujących badaczy jest powiązana z ośrodkami akademickimi. Obecnie, większość laboratoriów DIY polega na niewielkich składkach członkowskich oraz tak zwanym crowdfunding, czyli pozyskiwaniu środków bezpośrednio od społeczeństwa. Taki schemat ma swoje dobre strony – oferuje on obywatelom możliwość “głosowania” za pomocą ich portfeli na projekty, które mogą przynieść największe korzyści. Taka bezpośrednia, często lokalna relacja z badaczami może sprawić, że ludzie zmienią swój pogląd na to, czym tak naprawdę zajmuje się nowoczesna nauka i jaki jest pożytek z inwestowania w nią. W końcu nie od dzisiaj wiadomo, że pracownicy uniwersytetów często mają problemy z jasnym i przystępnym przedstawianiem swoich badań nie-naukowcom. Niedawno przeprowadzona w Wielkiej Brytanii ankieta Science 2014 wykazała, że połowa badanych sądzi, że praca naukowców jest zbyt tajemnicza, a 69% uważa, że powinni oni częściej słuchać głosu obywateli.

Czy laboratoria DIY zrewolucjonizują badania i przyspieszą postęp technologiczny, okaże się za kilka lub kilkanaście lat. Ale już teraz jest pewne, że ten trend to powiew świeżości w mocno tradycyjnym środowisku naukowym, a eksperymenty tam prowadzone są napędzane szczerą pasją i talentem.

 

KOMENTARZE
Newsletter