Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
Wybuch epidemii MERS (Middle East Respitarory Syndrome) w Arabii Saudyjskiej oraz Korei Południowej do złudzenia przypomina chorobę, z którą świat borykał się przeszło 10 lat temu – SARS. MERS wywołany jest przez ten sam rodzaj wirusa i bardzo szybko rozprzestrzenia się w krajach azjatyckich. Czy jest się czego obawiać? Czy jesteśmy gotowi na kolejną epidemię?

 

Pierwszy przypadek zespołu środkowo-azjatyckiej niewydolności oddechowej (ang. Middle East respiratory syndrome, MERS) opisał egipski wirusolog dr Ali Mohamed Zaki w 2012 r. w Arabii Saudyjskiej. Wywołujący chorobę wirus MERS-CoV należy do rodzaju Betacoronavirus i jest krewnym wirusa SARS-CoV. MERS nazywany jest także wielbłądzią grypą (ang. camel flu), ponieważ zwierzęta te stanowią jego główny rezerwuar w przyrodzie. Nie wyklucza się, że pierwotne pojawienie się wirusa u ludzi było właśnie  infekcją odzwierzęcą.


Ogniskiem epidemii MERS jest Arabia Saudyjska, gdzie na początku czerwca br. odnotowano ponad 1000 zachorowań i kilkaset przypadków śmiertelnych. Na przełomie wiosny i lata tego roku liczba zachorowań zaczęła się gwałtownie rozprzestrzeniać w Korei Południowej, a także wzdłuż światowych szlaków turystycznych. O skali prędkości rozprzestrzeniania się wirusa  w środowisku szpitalnym świadczy przykład pierwszego pacjenta leczonego w Korei Południowej, który w ciągu dwóch dni hospitalizacji zaraził pozostałych pacjentów w sąsiednich pomieszczeniach, osoby odwiedzające oraz lekarzy i pielęgniarki - w sumie 30 osób. Wiadomości o wybuchu epidemii przyczyniły się do wzrostu strachu wśród społeczeństwa. Ludzie na ulicach znów założyli maseczki, zamknięto dużą część szkół i przedszkoli.


Jednak w porównaniu do SARS, MERS wciąż rozprzestrzenia się wolniej poza środowiskiem szpitalnym – podczas gdy SARS dotknęło ponad 8000 osób zanim zostały wprowadzone środki zaradcze, szybkość przenoszenia MERS-CoV między ludźmi jest mniejsza, mimo że wciąż rozprzestrzenia się on wśród wielbłądów. Śmiertelność na terenie Korei Południowej wynosi dziś mniej niż 10 %.


Są też inne dobre wiadomości. Dotychczasowe dane oparte o sekwencjonowanie izolatów  pochodzących z różnych miejsc wskazują, że wirus póki co nie nabywa mutacji mogących wpłynąć na wzrost zdolności do infekcji. Nadzieję daje również fakt, że w przeciwieństwie do Arabii Saudyjskiej, Korea Południowa posiada bardziej rozwinięte zaplecze naukowe oraz jest otwarta na współpracę z zagranicznymi naukowcami, którzy do Arabii Saudyjskiej nie są wpuszczani. Poznanie biologii i mechanizmu działania wirusa być może pozwoli w niedalekiej przyszłości na opracowanie skutecznego leku.

KOMENTARZE
Newsletter