Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
"Zrezygnowanie z GMO byłoby cofnięciem się dziesięciolecia" – rozmowa z prof. Tadeuszem Żarskim
Organizmy modyfikowane genetycznie wzbudzają największe kontrowersje w związku z ich uwolnieniem do środowiska. Istnieje obawa, że mogą się one rozprzestrzenić w sposób niekontrolowany. Czy jest to jednak możliwe? Prof. Tadeusz Żarski, przewodniczący Komisji ds. GMO odpowiada na to pytanie.

Czym są organizmy modyfikowane genetycznie?

Według definicji, organizm genetyczne modyfikowany to organizm inny niż organizm człowieka, w którym dokonano zmian zapisu informacji genetycznej, w sposób nieprzebiegający w warunkach naturalnych. Krzyżowanie czy dobór naturalny nie stanowią modyfikacji genetycznych sensu stricte organizmu modyfikowanego. W tej chwili GMO utożsamiane jest z organizmami, do których wprowadzono DNA innego bądź tego samego gatunku. Są to manipulacje, nie występujące w naturalnych warunkach. Jeśli ktoś pragnie twierdzić, że od 10 tys. lat dokonujemy modyfikacji genetycznych, na pewno jest to w pewnym stopniu prawda. Należy jednak zaznaczyć, że nie dokonujemy transgenezy. To, co robimy poprzez pracę hodowlaną, polega na ekspresji cech zapisanych w genomie tego organizmu, które nie są wyeksponowane. Poprzez dobór, krzyżowanie i tym podobne zabiegi, możemy ujawnić taką cechę.

Można zaobserwować, że uprawy genetycznie modyfikowanych roślin czy kwestia stosowania GMO w żywieniu wywołują wiele kontrowersji.  Organizmy GM są jednak stosowane powszechnie w medycynie i tutaj nie wywołują takich sporów. Z czego to wynika?

Tu należy rozróżnić dwie rzeczy: uwalnianie do środowiska genetycznie modyfikowanych organizmów i ich używanie w warunkach zamkniętych. W tym zamkniętym użyciu mieści się także wykorzystanie genetycznie modyfikowanych organizmów jako producentów leków. W tej chwili nie korzystamy z ekstrakcji insuliny z trzustek bydlęcych bądź świńskich, tylko dokonaliśmy modyfikacji Escherichia coli wprowadzając gen insuliny umożliwiający produkcję tego hormonu. Przy technikach jakie posiadamy możemy idealnie taką substancję oczyścić i stosować w terapii. Drugi hormon, dla którego nie ma alternatywy, to hormon wzrostu. W przypadku karłowatości u dzieci, mieliśmy dotychczas do dyspozycji somatotropinę – preparat zawierający hormon wzrostu. Uzyskiwano go jedynie z ekstrakcji przysadek ludzi zmarłych. Teraz mamy możliwość dokonania manipulacji w genomie bakterii, które go produkują. Dzięki modyfikacjom genetycznym jesteśmy w stanie uzyskać zwierzęce modele chorób, nad których terapią można pracować wykorzystując różnego rodzaju preparaty lecznicze oraz dokonać oceny patogenezy. Takie procesy przebiegają pod ścisłą kontrolą. Jeżeli w Tarchominie umiejscowiona jest wytwórnia antybiotyków, nie znaczy to, iż ludzie dookoła są oporni na antybiotyki. Wszelkie podejmowane prace odbywają się w odpowiednich warunkach oraz pod właściwą ochroną, aby nic nie przedostało się na zewnątrz. W przypadku GMO uwalnianych do środowiska, zawsze istnieje niebezpieczeństwo, że dany organizm – bakterie, rośliny czy zwierzęta ­­– może w sposób niepożądany oddziaływać z elementami ekosystemu. Przykładem jest transgeniczny łosoś. Zostało udowodnione, iż w warunkach naturalnych może się on krzyżować z dzikim pstrągiem. To jedyny przypadek, gdzie komercyjnie pozyskuje się genetycznie modyfikowane zwierzęta. Wyjątek stanowią zwierzęta wykorzystywane jako biofabryki. Najczęściej są to ssaki, gdzie ekspresja interesującego nas białka następuje w mleku. Dzięki temu do organizmu kozy możemy wprowadzić m. in.: gen odpowiadający za ekspresję białka pająka i otrzymać tym samym pajęcze nici. Takie białko ma niesamowite właściwości mechaniczne.

Zatem z jakimi zagrożeniami wiąże się uwalnianie roślin GM do środowiska?

W zasadzie modyfikacje genetyczne roślin sprowadzają się do ich odporności na herbicydy bądź produkują toksynę skierowaną przeciw owadom. Nie jest przypadkiem, że właścicielami nasion odpornych na herbicydy są firmy chemiczne je produkujące. Jeżeli stosujemy metodę biobalistyczną, to dokonujemy strzelania w łańcuch DNA. Takie rośliny uzyskane drogą modyfikacji nie są jednakowe, ponieważ trafienie w ten sam fragment DNA zachodzi z niezwykle nikłym prawdopodobieństwem. Wszystkie zastrzeżenia dotyczące żywności pozyskiwanej  z roślin transgenicznych wynikają z wielu przesłanek. Po pierwsze, powiązane jest to z napędzaniem zysków ogromnych koncernów biotechnologicznych, które sprzedają nasiona na zasadzie: worek nasion i butelka herbicydu. Po drugie, badania dokumentujące bezpieczeństwo stosowania takich produktów nie są wystarczające. Dlaczego nie ma rzetelnych badań? Zaraz po pojawieniu się na rynku pierwszej komercyjnie rozprowadzanej rośliny – pomidora Flavr Savr, wprowadzono w USA zasadę równoważności składnikowej, znoszącej zasadę konieczności przedstawienia wyników o nieszkodliwości otrzymanych roślin GM. Badania, które mamy do dyspozycji są badaniami firmowymi, a do nich nie zawsze mamy dostęp. Często w biuletynach EFSA były umieszczane tylko streszczenia.

Czy istnieją badania, które potwierdzają negatywny wpływ roślin GM na organizmy żywe?

W przypadku ziemniaków z modyfikowaną skrobią, zarówno u zwierząt w grupie kontrolnej jak i badanej wystąpiły cysty na tarczycy. Okazało się, że jest to skłonność danej rasy, jednakże grupa żywiona modyfikowanymi ziemniakami rozwijała większą ilość cyst. W innych badaniach, wykorzystywano modyfikowaną kukurydzę. U zwierząt występowały zmiany hematologiczne, co podsumowano jako biologicznie nieistotne. Nie rozumiem pojęcia „biologicznie nieistotne”. Każda zmiana, która występuje w doświadczeniach wykonywanych na zwierzętach jest dla mnie istotna. Jeżeli chcę się dowiedzieć, czy jest to prawdziwa zależność, to powtarzam takie badania. Jeżeli dalej taka zmiana się pojawia, świadczy to o prawidłowych założeniach tego doświadczenia. W przypadku, kiedy sytuacja wystąpiła tylko raz, oznacza to przypadek. Warto przytoczyć tu przykład prof. Seraliniego – pierwszy raz się zdarzyło, że wycofano opublikowany wcześniej w Food and Chemical Toxicology artykuł. Z drugiej strony jednak, ukazał się on po pewnym czasie w konkurencyjnym wydawnictwie. Powiem szczerze, jestem przekonany o słuszności tych badań. Pojawiły się osoby będące bardzo dużymi przeciwnikami tej pracy. Pisały listy do redakcji z bezpodstawnymi argumentami, twierdząc między innymi, że badane szczury cierpią, co jest zupełnie niezasadne. Trzeba sobie zdawać sprawę, że rośliny modyfikowane genetycznie, szczególnie dwa gatunki, soja i kukurydza, to przede wszystkim wielki biznes potężnych korporacji. Kluczowym jest fakt, że jeśli w którymś momencie zechcemy wrócić do nasion niemodyfikowanych genetycznie, to może być już za późno, ponieważ już ich po prostu nie będzie.

Dlaczego Pana zdaniem aż tyle agencji zajmujących się badaniem bezpieczeństwa żywności oraz organizacji naukowych opowiedziało się za wycofaniem artykułu prof. Seraliniego z czasopisma Food and Chemical Toxicology?

Patrząc na stronę internetową prof. Seraliniego widzimy jego odpowiedź na te zarzuty. Pierwszym zarzutem było co następuje: ,,Protokół doświadczalny nie jest odpowiedni do badań powstawania nowotworu”. W tym przypadku odpowiedź naukowca jest bardzo trafna. ,,Nasz eksperyment miał charakter długoterminowego badania toksykologicznego, a nie dotyczył mechanizmu powstawania nowotworu’’. Ponadto czytamy: ,,Autorzy tej pracy nie są toksykologami, a poprzednie prace tej grupy zostały odrzucone”. Autorzy z grupy Seraliniego mają na swoim koncie 26 artykułów opublikowanych w recenzowanych czasopismach w ciągu ostatnich 5 lat. Wszystkie ich publikacje uzyskały pozytywne recenzje naukowe, żadna nie była odrzucona przez redakcje czasopism naukowych. Testy toksyczności kukurydzy trwały 2 lata i podczas ich przeprowadzania badane były wskaźniki toksyczności dla wątroby i nerek u szczurów. W odpowiedzi otrzymano wyraźny wynik, że nastąpiły pewne zmiany w tych narządach. Stwierdzono, że profesor Seralini powinien przeprowadzać eksperyment przez 90 dni (jest to ogólnie przyjęta zasada). Te badania często przeciwstawia się tym przeprowadzanym na zwierzętach gospodarczych. Weźmy pod uwagę jednak, że dla szczura dwa lata to całe życie, a dla krowy czy świni to znacznie mniejszy fragment ich życia.

Ponadto zauważmy, że byłych pracowników Monsanto pełniących różnorakie funkcje w administracji są dziesiątki. Wielu z nich pracuje we wspomnianych w pytaniu agencjach. Prezydent Obama w ubiegłym roku podpisał ustawę, które chroni przed odpowiedzialnością firmy biotechnologiczne.. Akt stwierdza, że to nawet jeśli przyszłe badania wykażą, że GMO lub nasiona GM powodują znaczne zaburzenia zdrowia np. nowotwory złośliwe, itd. to sądy federalne nie  mają  prawa  by zatrzymać  ich dystrybucji, użycia lub sprzedaży  Jest to równoznaczne z faktem, że jeżeli kiedykolwiek się udowodni, że to, co oni produkują jest szkodliwe, firmy nie będą obarczane winą. Warto tutaj przytoczyć jeszcze starą maksymę Kissingera,  który mówił: „Ten kto kontroluje produkcję żywności, rządzi ludźmi” . W tej chwili sytuacja wygląda tak, że zapewne niedługo nie będziemy mieli żadnych nasion, które nie są modyfikowane. Na pewno tyczy się to kukurydzy i soi.

 

{page_break}

 

Czy pewnym rozwiązaniem nie wydaje się być wyciszanie genów? Nie wprowadzamy wtedy żadnego nowego genu do genomu rośliny.

Wyciszanie polega na blokadzie transkrypcji lub translacji genu. Zabieg ten stosuje się w badaniach naukowych, gdy chcemy ustalić za co dany gen odpowiada, w terapii genowej lub pracach  nad terapią nowotworów. Nie można wykluczyć, że tą drogą można będzie uzyskać nowe  rasy zwierząt i odmian roślin hodowlanych Niezależnie od tego, jaką przyjmiemy metodę, to mimo wszystko ingerujemy w genom ja bym optował za tym, aby przypadku produktów żywnościowych czy pasz tę kwestię dokładniej sprawdzić i przebadać. Sama zasada równoważności składnikowej jest niewystarczająca. Pociąga ona za sobą argumenty, którymi szturmują mniej krytyczni biotechnolodzy. Twierdzą, że w populacji amerykańskiej zjawisko spożywania takich produktów jest powszechne i nie wpływa na umieralność. Zasada równoważności doprowadza do nieetykietowania żywności modyfikowanej. W związku z tym nie można powiedzieć, że tego typu produkty powodują występowanie skutków negatywnych o charakterze chorób cywilizacyjnych, takich jak otyłość czy schorzenia alergiczne. Są znane parametry, które dają możliwość powiązania niektórych chorób z początkiem stosowania żywności modyfikowanej genetycznie w USA. Jest to chociażby cukrzyca. Śmiem twierdzić, że nie jest to wynik transgenezy, ale pozostałości herbicydu. Roślinom GM dorobiono ideologię, że dają wyższe plony, a zużycie środków ochrony roślin się zmniejszy. Nie jest to prawda. Szacuje się, że zużycie herbicydu - glifosatu wzrosło w USA 19-krotnie. Slogan wskazujący na biodegradowalność tych środków zdezaktualizował się. Kolejnym argumentem było to, iż dzięki GMO zlikwidujemy głód w krajach rozwijających się. Jest to kolejna nieprawda, ponieważ większość produkowanej soi GM przeznaczana jest na  paszę dla zwierząt lub produkcję biopaliw. Śmieszne jest także dorabianie ideologii do ,,złotego ryżu”. Mówiono, że dzięki niemu zlikwidujemy kseroftalmie czy inne schorzenia oczu, np.: ślepotę zmierzchową. Czy jest on potrzebny? Przecież zapobiegać takim schorzeniom można dzięki spożywaniu marchewki, szpinaku czy każdej innej zielonej rośliny. Bezpodstawne jest zatem wprowadzanie roślin GMO do takich celów. Można w tym miejscu wspomnieć także o ryżu z wprowadzony genem żonkila. Badacze wyliczyli, że aby pokryć zapotrzebowanie na witaminę A powstałą z karotenów powstałych w takiej roślinie, należałoby zjeść 3kg takiego ryżu. Kolejne badania były przeprowadzone na 3 ochotnikach i ukazywały, że aby w tym przypadku karoteny szybciej się wchłaniały, każdy uczestnik dostawał łyżkę masła, która sama w sobie jest bombą witaminową. Gdy na rynku pojawiły się organizmy modyfikowane genetycznie dotarło do mnie, że mamy do czynienia z kolejną ektotoksyną. Organizm posiadający inne cechy, wprowadzony do środowiska jest obcy. Zawsze, gdy dwie rośliny tego samego gatunku rosną obok siebie nastąpi przepylenie tj. przeniesienie części pyłku z jednej rośliny na drugą. W ten sposób transportowana jest informacja genetyczna wraz z wbudowanym transgenem.

Uważam, że są ponadto następstwa, jeżeli chodzi o toksykologię żywności. Temu winna jest EFSA, która zwiększyła normę na pozostałości glifosatu 20-krotnie. Z licznych publikacji naukowych wynika, że nie jest to herbicyd. To środek o działaniu śmiertelnym. Powoduje on wyginięcie bakterii w naszym przewodzie pokarmowym, które są antagonistami w stosunku do bakterii nam nieżyczliwych np. Clostridium czy Salmonella. To wynika z mechanizmu działania glifosatu. Jeżeli jego obecność powoduje dysfunkcje enzymów układu cytochromu P450, to nasz organizm jest bezradny. Co więcej, okazało się, że we wszystkich krajach europejskich, w tym w Polsce, odnaleziono pozostałości glifosatu w moczu badanych osób. Przedstawiano różne teorie wyjaśniające to zjawisko.

Podsumowując – modyfikacje genetyczne roślin przeznaczonych do upraw polowych nie są nam potrzebne?

Za nim odpowiem, pragnę podkreślić jedną rzecz ja wcale nie jestem przeciwko GMO. Ja jestem przeciw tej formie, która obecnie obowiązuje w związku z uwalnianiem ich do środowiska. Szczególnie tyczy się to rolnictwa. Wcale nam nie potrzeba udoskonalonych roślin, skoro tradycyjne plonują tak samo, a może nawet i lepiej. Mimo, że rzeki mamy nie najczystsze, jesteśmy krajem, gdzie trawa jest zielona i cieszymy się dużą bioróżnorodnością. Zapylenie naturalnych odmian przez genetycznie modyfikowane jest równoważne z tym, że te pierwsze przestaną istnieć w czystej genetycznie postaci. Dlatego pytam raz jeszcze – po co? Powinniśmy zawsze kierować się zasadą przezorności. Najpierw sprawdźmy, czy mogą być jakieś negatywne efekty. Jeśli tak, to nie mówmy, że stosujemy zasadę równoważności składnikowej. Czy mam rację? Nie wiem. Być może rację mają Ci, którzy są „za” uwalnianiem GMO do środowiska. To jednak nie do końca mnie przekonuje. Gdyby ktoś kiedyś nie wpadł na pomysł, aby stosować DDT, to pewnie byśmy prowadzili uprawy zgodnie z zasadami rolnictwa ekologicznego. Jestem pełen podziwu dla tych proekologicznych rolników. Powiedzmy szczerze, muszą się oni nieźle nagłówkować. Pierwszą przeszkodą jest rozstrzygnięcie, jak skrzyżować rośliny, aby uzyskać określoną cechę. Ponadto, muszą wiedzieć: jak posiać, co posiać, kiedy posiać, w jaki sposób powinien przebiegać płodozmian.  Jest to „wyższa szkoła jazdy” w rolnictwie!

Wracając do kwestii firm produkujących nasiona np. Monsanto czy nie ma Pan wrażenia, że ich wątpliwa moralność przekłada się na negatywne postrzeganie biotechnologii czy GMO w ujęciu ogólnym?

Zgadzam się. Uważam, że jeżeli chodzi o medycynę, nie ma innej alternatywy. Zrezygnowanie z GMO byłoby cofnięciem się  o dziesięciolecia.  

Czy w ostatnim czasie powstał organizm GM, który zaciekawił Pana w sposób szczególny?

Zawsze z rozczuleniem mówię o kozie, której wszczepiono gen pająka. Jednak dla mnie wszystkie organizmy GM, które dają nam możliwości terapeutyczne są jednakowo pozytywnie odbierane. Kibicuję ksenotrasplantacji, ale tu na drodze do pełnego sukcesu stoją retrowirusy w genomie świni i to niewątpliwie jest problem. Pasjonuje mnie terapia genowa, ale tu w tle jawi całkiem praktyczny problem dopingu genowego. Pozostaję nadal zwolennikiem  zamkniętego użycia organizmów GM

Jak według Pana będzie kształtowała się opinia publiczna dotycząca GMO w najbliższych czasie?

Statystyka badań opinii społecznej jest nieubłagana. W zasadzie, w UE nie ma poparcia dla produktów uzyskiwanych z genetycznie modyfikowanych roślin. Jeżeli ustawodawstwo unijne zmieni się na tyle, że każdy kraj będzie mógł decydować bez konieczności opinii Komisji Europejskiej o tym, czy uprawia GMO czy nie, to w Polsce to się nie przyjmie. W naszej strukturze rolnictwa, jeżeli byśmy chcieli zapewnić czystość tym odmianom naturalnym, jest to niemożliwe. Aby prowadzić uprawy roślin GM, potrzeba 100-150 metrów izolacji przestrzennej. W Polsce nie ma takich możliwości. Są takie osoby, które powiedzą, że w ogóle nie jestem za postępem. A ja mówię, że postęp jest wtedy, kiedy robimy coś dobrego, co w efekcie daje nam  korzyści. A stosując takie, a nie inne kierunki modyfikacji otrzymujemy toksyczny plon. Są w nim pozostałości herbicydu oraz toksyny Cry. Co więcej, takie zabiegi powodują powstanie superchwastów. Już w niektórych rejonach Stanów Zjednoczonych czy nawet w Ameryce Południowej można je zaobserwować. W tej chwili przed zbiorem trzeba na tamtych obszarach wycinać superchwasty wielkości małych drzewek. Uniemożliwia to zbiór mechaniczny. Zauważmy także jedną rzecz – głód na świecie nie wynika z braku żywności, tylko ze złej jej dystrybucji. W niektórych krajach marnują się tony jedzenia, zaś w innych ludzie umierają z głodu. Poza tym, jeżeli nie zmniejsza się zużycie środków ochrony roślin, zaś zwiększa, to pytam się: po co? Przede wszystkim należy przebadać rośliny GM przeznaczone do spożycia pod kątem bezpieczeństwa. Niestety jest tak, że jeśli ktoś potwierdzi ich szkodliwość, to reszta go zakrzykuje. Nic dziwnego, stoją za tym olbrzymie pieniądze.

 

KOMENTARZE
Newsletter